Dziękujemy bardzo za nadesłane na Ola@Turko.pl listy.

  Bardzo dziękujemy za zgodę na publikację Waszych wspomnień.


  Szanowni Państwo,

  Bardzo ciężko jest mi zebrać myśli i przełożyć je na słowa. Wiem, że żadne słowa tu nie pomogą i również wiem, jak Państwu ciężko po stracie Oli. Współczucie, smutek i żal to towarzyszące mi uczucia. Już raz próbowałem coś napisać i wysłać tę wiadomość, ale się nie udało... O Oli dowiedzieliśmy się od Patrycji Król pod koniec stycznia i nie mogliśmy tego pojąć, i nadal jest to trudne, by uporać się wewnętrznie ze stratą tak cudownej, wrażliwej, zdolnej osoby, jak Ola.

  Dla mnie i dla mojej żony Marzeny Gasztych, Ola pozostaje w pamięci jako Starościna w przedstawieniu "WOS" i jako autorka tekstu

  "MOJE PRZEDSZKOLE":

  Moje przedszkole kochane,
  mam dużo w nim koleżanek.
  I w nim bardzo dobrze jest
  bo śmieję się cały dzień.

  Ref. Hej ole, hej, ole, ole
  moje przedszkole... 2x

  Gdy wychodzę na podwórko,
  to bawimy się pod chmurką,
  Huśtamy się na huśtawce
  i biegamy wciąż po trawce.

  Jak pewnie Państwo pamiętacie, przez długi czas był to hymn przedszkola nr 1. Na dziś nie dysponuję plikiem dźwiękowym, bowiem piosenka powstała w czasach, gdy komputer był rzadkością. Ja wówczas rejestrowałem piosenki na kasetach.

  Ze zbiorów fotograficznych udało mi się wyszukać tę jedną fotografię. Postaram się jeszcze dokładniej sprawdzić albumy i jeśli tylko odnajdę zdjęcie ze spektaklu "WOS" - Jana Brzechwy, to oczywiście Państwu prześlę.

  Choć strata tak kochanego, cudownego i zdolnego dziecka jest ogromna i nie sposób jej w jakikolwiek sposób wyrównać czy zrekompensować, wierzę, że czas będzie lekarstwem, które w jakimś stopniu pozwoli Państwu wrócić do równowagi.

  Z wyrazami współczucia i jedności

  Cezary Cesarz z żoną


  Niestety zdjęcia robione były telefonem z jakością mms. Mimo wszystko cieszę się, że je mam jednocześnie żałując, że tak mało zdjęć mi pozostało z Olą. Za to mnóstwo wspaniałych wspomnień pozostaje w głowie, które wracają każdego dnia.

  Czy to w domu czy w na uczelni Ola jest w moim sercu i wraca do mnie cały czas. Ola była bardzo szczęśliwa, mogę Państwa zapewnić. Na palcach jednej ręki mogę policzyć chwile kiedy była smutna lub niezadowolona. Miałyśmy tyle wspólnych planów. Nie wiadomo jak je realizować. Jeśli już to tylko z myślą w głowie, że to dla Niej. Dla naszej Olci.

  Justyna Sztajerowska


  Dzień dobry.

  Dzisiaj się dopiero dowiedziałem o tej tragedii. Składam Panu szczere kondolencje. Lepiej późno niż...

  Jestem starszym kolegą Oli, razem odbywaliśmy w tym roku praktyki w trzebnickim oddziale ratunkowym. Studiuję we Wrocławiu i mamy inną kolejność praktyk niż Warszawa. Naszym opiekunem był dr Domanasiewicz. Przez całe praktyki obiecywał, że nas przemagluje na koniec praktyk z wybranych zagadnień medycyny ratunkowej.

  Byłem przy tym jak Ola zdawała, poszło jej bardzo dobrze. Jako student 2 lata wyżej stwierdziłem, że wcześniej dostała konkretne pytania do opracowania. Potem jednak, ja o to zapytałem i powiedziała, że odpowiadała na "freestyle'u". Ja gdy byłem po 2 roku takiej wiedzy nie miałem i łatwości wymyślania rozwiązań z biegu.

  Innym razem oglądaliśmy wspólnie zdjęcia rtg. Radiologii, jako przedmiotu, na pewno jeszcze nie miała a naprawdę logicznie je opisywała co też jest sztuką bez kursu radiologii i dowodem sporej bystrości. Będąc po radiologii widziałem tylko trochę więcej od Niej, a nie jestem złym studentem.

  Pozdrawiam Pana. /Gaweł G/


  Dzień dobry!

  Przesyłam zdjęcia z gali laureatów Olimpiady Chemicznej (Uniwersytet Warszawski 13.06.2010r.). Razem z Olą przygotowywaliśmy się do różnych konkursów chemicznych.

  Pozdrawiam! Artur Stachowiak


  Witam!

  Przeczytałam Państwa prośbę zamieszczoną na profilu Oli. Starałam się wybrać wszystkie zdjęcia, filmy, związane z Olą, które miałam w swoich zasobach, a których raczej nie dostaną Państwo od innych.

  Powiem szczerze, że zajęło mi to wiele czasu, bo przy każdym zdjęciu, filmie pojawiały się wspomnienia z tych utrwalonych chwil. Niektóre śmieszne, inne całkiem poważne, dotyczyły wszystkiego, co razem przeżyłyśmy. Przeglądając to wszystko i jeszcze raz wracając do tych razem spędzonych, głównie w internacie i czternastce lat, chciałabym przeżyć to jeszcze raz.

  Pamiętam bardzo dobrze nasze początki w czternastce, wspólny pokój, naukę, wycieczki, imprezy, wyjazdy...

  Ola motywowała wszystkich do nauki przez to, że sama wciąż robiła coś ponad szkolne zadania, a inni nie chcieli od Niej odstawać. Oczywiście nie udawało nam się to, bo nikt nie był aż tak uzdolniony jak Ona. Z całą pewnością pojawiała się też jakaś zazdrość, ale z biegiem czasu każdy zaakceptował fakt, że do Jej poziomu nie da się dorosnąć, bo z tym po prostu trzeba się urodzić.

  Przypomina mi się też szczególnie wspólny obóz narciarsko-snowboardowy organizowany przez szkołę, bo wtedy to właśnie Ola namówiła mnie żebym spróbowała swoich sił na nartach, a Ona wtedy szkoliła się na snowboardzie. Na tym samym wyjeździe większość klasy integrowała się podczas przedstawionej przez Olę gry "Ktulu", która potem umilała nam prawie każdy wspólny wyjazd.

  Szczególnie miło wspominam wyjazd do Barcelony podczas ferii zimowych! Wtedy jakoś szczególnie trzymaliśmy się razem we czwórkę: ja, Ola, Daniel i Wojtek. Na słowo Barcelona przed oczami mam wiele kolorowych obrazów, pełno uśmiechu, spacerów, mało snu, dużo zwiedzania, ale osobami, które najbardziej mi się z tym wyjazdem kojarzą są Ola i Wojtek. Szczególnie zapadła mi w pamięć sytuacja z jakiegoś baru z Girony, w którym Ola zamówiła malibu z mlekiem, a barman za żadne skarby świata nie chciał pomieszać alkoholu z mlekiem, wtedy sam prof. Wiewiórski musiał interweniować u zmieszanego kelnera, który po dość długich negocjacjach odparł, że poda to w ten sposób, ale na wyłączną odpowiedzialność Oli. Strasznie się wtedy uśmialiśmy.

  Nie potrafię zliczyć wszystkiego, co jest w mojej głowie, a co związane jest z Olą; w sumie to liceum samo w sobie mi się z Nią kojarzy. Mimo, że pod koniec nauki nasze kontakty się trochę rozluźniły, a Ola niejako trochę odsunęła się od naszej klasy, to zawsze była chyba taką osobą, bez której klasa chemiczna nie mogłaby istnieć!

  Bal maturalny - przecież zorganizowany przez Olę! Chyba jeszcze lepszy od studniówki, na totalnym luzie, w fajnym miejscu i tak bardzo dopracowany przez Olę i Asię.

  Naprawdę nie sposób wrócić do wszystkich wspólnych chwil, bo przecież było ich tak wiele...

  Szczególnie w pamięć wryła mi się ostatnia rozmowa z Olą, w przerwie obiadowej na konferencji, tydzień przed wypadkiem. Mało brakowało, a minęłybyśmy się w tym tłumie ludzi na korytarzu. Nadal nie mogę uwierzyć, że to była ostatnia rozmowa... Gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Trochę o studiach, o sesji, o takich codziennych studenckich sprawach, pierdołach, o tym, jak bardzo Oli podobało się na dyżurach z koła ginekologicznego, śmiałyśmy się, że będziemy mijać się w szpitalu na Karowej, bo ja właśnie zaczynałam tam fakultet. Ola opowiadała z pasją o tym, jak chodzą z Wojtkiem na tę ich salsę, przekonywała, żebym namówiła Daniela (z resztą przekonywała nie pierwszy raz) i żebyśmy się wybrali razem z nimi. Rozmawiałyśmy o nas, o naszej przyszłości, wspominała, że teraz skłania się bardziej ku endokrynologii, że wiadomo, z Wojtkiem to już na poważnie. Umawiałyśmy się na spotkanie ekipy z czternastki po nowym roku w Warszawie, jak wszyscy powracają z wymian studenckich i po udanej sesji, bo tak dawno nie widzieliśmy się w takim gronie.

  Nie wiem, co więcej mogę napisać.

  Nie chcę, żeby zabrzmiało to jakoś patetycznie, ale nie ma dnia, żebym nie myślała o Oli. Śniła mi się trzy razy ostatnio, tak normalnie, wesoło, z uśmiechem na ustach i z tym swoim zapałem w oczach do odkrywania wszystkiego co nowe. Nadal nie potrafię uwierzyć w to, co się stało.

  Ale jedno jest pewne - o Oli zawsze będę pamiętać, bo przyjaciół się nie zapomina! Będę pamiętać nie tylko ja, ale zapewne wszyscy, którzy choć trochę ją znali, bo o Niej po prostu nie da się zapomnieć.

  Mam nadzieję, że to co wysłałam w jakimś stopniu się Państwu przyda. Przepraszam za brak chronologii w zdjęciach i za nieco chaotycznie spisane namiastki wspomnień, ale tak ciężko wszystko poukładać w tej sytuacji...

  Jeśli będą Państwo czegokolwiek potrzebować, a w czym mogłabym pomóc, czy to gdzieś na miejscu, czy może w Warszawie, to oferuję swoją pomoc.

  Pozdrawiam, Hałka


  Dzień dobry,

  Gdy dotarła do mnie ta smutna informacja - wprawiła mnie w niezmierny smutek i żal, że tak przedwcześnie musiała odejść tak pragnąca żyć osoba. Próbowałam sobie to wytłumaczyć na różne sposoby, jednak żaden z nich nie był w stanie uspokoić moich wątpliwości. Nie potrafię sobie wyobrazić co w tym momencie przeżywają osoby jej bliższe, a szczególnie rodzice.

  Chciałam Państwu pogratulować córki, która była niezmiernie wartościową osobą.

  Jestem przekonana, że Ola odeszła szczęśliwa bo umiała brać garściami z życia.

  Przesyłam w załączniku zdjęcia z szkolnego wyjazdu na narty w pierwszej klasie liceum. Jeździłyśmy wtedy we dwie (z klasy) na snowboardzie jako średniozaawansowane. Na tym wyjeździe też Ola nauczyła całą naszą klasę grać w ktulu czym zajmowaliśmy się w każdy wieczór tego wyjazdu i nawet w autobusie powrotnym do Wrocławia. Również pamiętam jak Ola przez cały wyjazd zadawała nam zagadki logiczne do rozwikłania co wbrew początkowej delikatnej niechęci wciągnęło wszystkich :)

  Będę Ją zawsze wspominać jako osobę gromadzącą wokół siebie ludzi oraz niezwykle mądrą i silną kobietę, której nie brakowało również wrażliwości.

  Łączę się w smutku z całą rodziną.

  Joanna Bogdan


  Panie Bogusławie,

  Nie wiem, jak zacząć, bo chyba żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego, co czujemy wszyscy, a przede wszystkim Wy - Rodzice i Piotrek.

  Pierwszy raz Olę zobaczyłem, kiedy Piotrek był chyba w 4-5 klasie, Ola malutka, plątała się pod nogami mamy. Pamiętam dokładnie, jak właśnie zza nóg mamy ciekawa wglądała, patrząc na mnie. A potem nasze lekcje - nie piszę tego dlatego, że Ola nie żyje, ale dlatego, że tak naprawdę było - Ola była moją najlepszą uczennicą. Wyjątkowa kombinacja talentu, inteligencji, humoru i wdzięku sprawiała, że spotkania z Olą były dla mnie prawdziwą przyjemnością.

  Ostatni raz spotkałem Olę niespodziewanie, na uroczystości wręczenia Stypendium Prezesa Rady Ministrów we Wrocławiu chyba ze 4 lata temu.

  Dla nauczyciela chyba największą frajdą i satysfakcją jest obserwacja, jak jego uczeń rozwija się, chłonąc wiedzę jak gąbka. Właśnie taka była Ola. Chciałbym Wam, a przede wszystkim Oli podziękować za możliwość obcowania z Olą przez te kilka lat, kiedy z dziecka wyrosła na kobietę.

  Jestem z Wami w myślach.

  Sławek Szypulski


  Witam!

  Przede wszystkim chciałbym złożyć kondolecje, śmierć Oli wstrząsnęła chyba wszystkimi, którzy Ją znali. Co było widać chociażby po frekwencji na Jej pogrzebie.

  Zdjęć Oli, niestety, nie posiadam wiele, jedyne, które mam wysyłam w załączniku.

  Co do wspomnień... Tak, jak i wielu innym, ostatnio tłoczyły mi się w głowie. Może w tym liście uda mi się je bardziej uporządkować.

  Olę poznałem jeszcze w gimnazjum, na zajęciach brydżowych. Nie wiem, czy Ola znała tam kogoś wcześniej, ale bardzo szybko stała się immanentną częścią naszej grupy. Bardziej konkretne wspomnienia pochodzą z obozu brydżowego, gdzie siłą rzeczy spędzaliśmy we względnie małej grupie całkiem dużo czasu. Gdy wracaliśmy (a czekała nas 1-2 km droga na dworzec) jakoś tak wyszło, że zacząłem opowiadać o drugiej wojnie światowej. Ola była pierwszą osobą od dawna, którą rzeczywiście zainteresował mój monolog, myślę, że w pewien (pozytywny, sympatyczny) sposób bawiło Ją to. Zawsze zapamiętam Ją jako osobę, która potrafi się cieszyć z czyjegoś szczęścia i czyjejś pasji. Może dlatego tak łatwo nawiązywała znajomości, zdecydowanie można było o Niej powiedzieć, że jest "do rany przyłóż".

  Później Ola poszła do XIV LO. Myślę, że w jakiejś części wpłynęła na to nasza znajomość (nasza jak: w naszej grupie). Dzięki tej komitywie miała też trochę łatwiej niż inne osoby, które do czternastki przychodziły nie będąc absolwentami GD 49. Pomogliśmy Jej na tym pierwszym etapie zaznajamiania się przedstawiając Ją naszym znajomym, ze szczególnym naciskiem na znajomych z klasy chemicznej. Nadal regularnie spotykaliśmy się przy grze w brydża, poza tym oczywiście było wiele rozmów w trakcie przerw bądź po lekcjach. Na Olę mogłem liczyć, co w dużym stopniu zapamiętam po tym, jak pocieszała mnie po którymś nieudanym związku (znowu przypomina mi się powiedzenie "do rany przyłóż"). Wiele wspomnień z tego okresu jest mglistych, co wynika z ich charakteru. Częste, acz raczej dość krótkie rozmowy. Co jakiś czas jakieś piwo na wałach. Ba, nawet całe imprezy. Raz czy dwa odwiedziliśmy Ją w internacie.

  Kolejnym "większym" wspomnieniem jest Jej impreza 17.stkowa, w Trzebnicy. Także zaczęła się na wałach, nie obyło się bez przygody. Mianowicie musieliśmy całą, obładowaną grupą uciekać z dziko zajętych przez Nas wałów, przy której to ucieczce, delikatnie rzecz ujmując, nie przestrzegaliśmy przepisów bhp. Uciekaliśmy przez wąski pomost bez barierek, żeby dojść na most kolejowy i stamtąd na stały ląd. Po tej przygodzie pojechaliśmy do Niej. Ola dostała wtedy od Nas maszynkę do robienia waty cukrowej, niestety wspomnienia z samej imprezy także są u mnie mgliste, co jest wynikiem przede wszystkim czasu, który od niej upłynął.

  Pewnego razu, także w Liceum, pojechaliśmy na wycieczkę do Warszawy. Na wystawę ciał. Z tejże wycieczki pochodzi załączone zdjęcie. Podróż pociągiem spędziliśmy na rozmowach i wygłupach, czemu pomógł też opiekun, Pan Wiewiórski. Rozmowy, jak to się mówi, o wszystkim i o niczym. Sama wystawa była bardzo interesująca, zwłaszcza dla Oli, przez wzgląd na Jej zamiar pójścia na studia medyczne. Urozmaicała nam ten czas kilkoma ciekawostkami (już wtedy miała imponującą wiedzę anatomiczną).

  Sam już nie wiem co pisać. Jak wspomniałem, te myśli się kotłują. Była jeszcze 18.stka Oli, były 2 imprezy w Trzebnicy, było kilka ważniejszych spotkań na wałach, moja 18.stka... Wspomnień jest naprawdę dużo, ale w momencie, gdy przelewam je na ekran okazuje się, że są niekompletne, ogólne. Mój kontakt z Olą urwał się po tym, jak poszła na studia. Ja zostałem we Wrocławiu, Ona była w Warszawie przez większość czasu, a nie utrzymywaliśmy nigdy jakichś bardzo zażyłych kontaktów. Była moją dobrą koleżanką, ale okłamałbym Państwa, gdybym nazwał Ją kimkolwiek więcej. Ale była Wspaniałą Osobą, sympatyczną, uśmiechniętą, zawsze gotową do pomocy. Wiem, że to banały, ale czasem po prostu niczego innego napisać się nie da. Przepraszam, że nie napisałem więcej i że nie wysyłam więcej zdjęć. I dziękuję, ponieważ napisanie tego w jakiś sposób i mnie pomogło poradzić sobie z bólem po stracie Oli. Na zakończenie chciałbym powtórzyć moje kondolecje. Nikt nie powinien doświadczać tego, czego Państwo teraz doświadczacie.

  Z wyrazami szacunku i współczucia

  Krzysztof Gajda


  Drodzy Rodzice !

  Wiem, że żadne słowa tu nie pomogą, żalu nie odejmą, bólu nie uciszą. Tu pocieszycielem, który utuli może być tylko Bóg i czas, oraz nasza ufność, że tak właśnie jest i będzie. Jeżeli wierzymy, to wiemy, że Ta którą kochamy nie odeszła, bo dusza jest wieczna. To tylko ciało, to materia, która jest tak krucha nie może nam towarzyszyć dalej w teraźniejszej wędrówce. My zostaliśmy, widocznie mamy coś jeszcze do zrobienia, tu i teraz.

  Ola była jak ciepły promień słońca, który w jednej minucie dociera do tak wielu serc. Obecność takiego tłumu ludzi towarzyszącego Jej w ostatniej drodze tego życia, mówi jak szybko musiała biec przez życie, by zjednać sobie tak wiele serc. To nie byli widzowie. To byli Ci wszyscy co Ją kochali, lubili i szanowali, Ci co znali Ją osobiście, do których zdążyła się uśmiechnąć i podać rękę, przyjaźnie zagadnąć, oczarować swoją życzliwością, szczerością i skromnością.

  I Wy jesteście największymi szczęściarzami, to Wasza Córka, Owoc Waszej ogromnej miłości. Oli miłość i wsparcie macie nadal. Wy wierzycie - to wiecie. Musicie wiedzieć.

  Wiem jak trudno jest się pogodzić z tą pustką, która otacza nas wokół wraz z odejściem Tej Ukochanej Osoby. Życzę Wam wielu życzliwych dusz obok, które pomogą przetrwać ten trudny dla Was czas i Bożego ukojenia Waszego smutku i najbliższych Wam.

  Zaszczytem było Ją znać i nazwać Przyjacielem.

  Weronika Gorczyca


  W ostatnim liście od Piotrka do nas wszystkich, do Oli przede wszystkimi, wysłanym 19 grudnia, 2 dni przed katastrofą, dokładnie 4 doby przed końcem,

zatytułowanym "już niedługo ;)".